Przyjęcie euro jest dla nas niekorzystne: konkurencyjność naszej gospodarki obniżyłaby się. Najbardziej zyskałyby Niemcy. Tak było, gdy wspólną walutę przyjmowały Włosi, Hiszpanie czy Grecy.
W portalu wpolityce.pl ukazał się świetny wywiad Pani Ewy Wesołowskiej z profesorem Tomaszem Grzegorzem Grossem z Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Wywiad jest w miarę krótki, ale bardzo bogaty w treść a niemal każda, bardzo logiczna i realistyczna opinia Pana profesora skłania do refleksji i można by ją rozwijać i rozbudowywać.
Mając nadzieję, że portal wpolityce.pl nie będzie miał mi tego za złe, poniżej przedstawiam cały wywiad z moim krótkim komentarzem. W treściach odpowiedzi Pana profesora na poszczególne pytania pozwoliłem sobie dokonać wytłuszczenia fragmentów, które z mojego punktu widzenia są bardzo ważne.
-------------------------
wPolityce.pl: Trwa właśnie spotkanie przedstawicieli grupy G20, na którym jest wicepremier Mateusz Morawiecki. Jak obecność przedstawiciela Polski wśród najbogatszych państw świata należy interpretować? Zwłaszcza, że zaproszenie wyszło od niemieckiego ministra finansów Wolfganga Schauble.
Prof. Tomasz Grzegorz Grosse: Trudno dziś wyrokować, czy i na ile gest Niemiec pomoże nam w zdobyciu członkostwa w G20, na którym Polsce zależy. Jest to w pewnym sensie rodzaj kurtuazji, ale też na pewno docenienie siły polskiej gospodarki. Światowi eksperci bardzo pozytywnie odbierają szybkie tempo wzrostu PKB per capita, spadek bezrobocia, pozytywny bilans w handlu zagranicznym, a przede wszystkim to, że nie mamy problemów z utrzymaniem w ryzach deficytu budżetowego.
Niemcy mają precyzyjną strategię rozwoju Unii Europejskiej. Jakie miejsce w tych planach zajmuje Polska?
Jesteśmy największym krajem Europy Środkowej i Wschodniej, a zaangażowanie Niemiec w tym regionie jest olbrzymie. Rządowi w Berlinie bardzo zależy na tym, żeby Polska pogłębiała relacje gospodarcze z UE, bo oni na tym korzystają, stymulując swój rozwój i budując pozycję polityczną Niemiec w Europie oraz na świecie.Temu ma służyć forsowana przez Angelę Merkel unijna polityka energetyczna, obronna czy migracyjna. Sęk w tym, że wiele krajów UE, na proponowanych przez Brukselę, a właściwie przez Berlin, rozwiązaniach legislacyjnych więcej traci niż korzysta. Np. na uchwaleniu pakietu klimatycznego, promującego rozwój alternatywnych źródeł energii, skorzystają państwa, które posiadają już odpowiednie technologie i mogą je sprzedać do państw przechodzących transformację energetyczną.
Takich jak Polska?
Właśnie.
Gdzie w planach Niemiec jest miejsce Polski w wypadku realizacji wizji „Europy dwóch prędkości”?
Moim zdaniem, Niemcom będzie zależało na tym, by nasz kraj uczestniczył w postępach kolejnych polityk europejskich, w tym również jak najszybciej przyjął euro i przyłączył się to tzw. centrum.Jeśli pozostaniemy na peryferiach UE, gospodarka niemiecka wprawdzie nadal będzie korzystać, ale jednocześnie Europa Środkowa będzie mniej zależna politycznie, co stanowi pewne ryzyko dla strategii niemieckiej.
Zarówno prezes Jarosław Kaczyński i jak Mateusz Morawiecki nie są entuzjastami szybkiego przyjmowania unijnej waluty.
Bo na obecnych warunkach przyjęcie euro jest dla nas niekorzystne: konkurencyjność naszej gospodarki obniżyłaby się. Najbardziej zyskałyby Niemcy. Tak było, gdy wspólną walutę przyjmowały Włosi, Hiszpanie czy Grecy. Oczywiście prawdą jest też, że inne państwa członkowskie też odnoszą gospodarcze korzyści z integracji, ale między Niemcami i resztą Unii jest asymetria. Tyle, że bez tej „reszty” nie ma niemieckiej potęgi gospodarczej. I Merkel oraz Schauble doskonale o tym wiedzą. Biorąc pod uwagę nadwyżkę handlową w relacjach z innymi państwami UGW koszty dezintegracji strefy euro byłyby niezwykle wysokie dla niemieckiego systemu finansowego i gospodarki.Według niektórych obliczeń skumulowane straty niemieckiego eksportu do strefy euro wynikające z rozpadu unii walutowej mogłyby przekroczyć między 2013 a 2025 rokiem 1,2 biliona euro. W ten sposób zarówno polityka EBC, która w 2012 roku obroniła UGW przed atakiem spekulacyjnym na rynkach finansowych, jak również uniknięcie Grexitu w 2015 roku, mogą być odczytywane jako zgodne z niemiecką racją stanu.Po ostatnim nadzwyczajnym szczycie unijnym, gdy Polska zaprotestowała przeciwko wyborowi Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, w niektórych mediach pojawiły się głosy, że Polska niepotrzebnie „się stawia”, że bez UE nie poradzimy sobie ani gospodarczo ani politycznie.
To, że negocjujemy i pilnujemy swoich interesów jest naturalne. Każdy kraj średni lub większy powinien to robić. Np. Węgry niejednokrotnie jeszcze bardziej „stawiały się”. Być może styl rozmowy należałoby jednak skorygować.
To znaczy?
Niektóre sprawy mówi się głośno a niektóre załatwia w zaciszu gabinetów. Może moglibyśmy przemyśleć pewne rzeczy, precyzyjniej ustalić strategię i taktykę? Ale to są sprawy kuchni, doboru pewnych instrumentów, tak żeby operacja się udała i pacjent nie umarł. Powinnyśmy zmierzać do tego, żeby Niemcy okazali pewną elastyczność a nie grali tylko „pod siebie”.
Czy zaproszenie do Baden Baden Morawieckiego można potraktować jako przejaw takiej elastyczności i poprawę relacji Polska – UE?
Czas pokaże. W gospodarce jest mniej emocji, bardziej liczą się konkrety. Ale trzeba pamiętać, że szczyt G20 to nie jest spotkanie w ramach UE. Ma wymiar globalny. Niemcy też tu pełnią inną rolę. Dla Niemców zdecydowanie priorytetowa jest dyskusja wewnątrz samej UE, a to zaproszenie premiera Morawieckiego na posiedzenie G-20 ma tworzyć dobry klimat dla tych europejskich negocjacji.Ważniejszy dla relacji Polska – UE będzie szczyt pod koniec września w Rzymie i kolejne spotkania. Tam będziemy mogli przekonać się, czy państwa UE zmierzają w kierunku wygaszania emocji czy ich akcentowania. Duże znaczenie będzie miało to, jak urzędnicy europejscy będą podchodzić to naszych spraw wewnętrznych. Jeżeli tak, jak do tej pory, dalej będą przypominać rządowi, że łamie prawa człowieka i demokracji, i jeżeli w tę retorykę wpisze się Donald Tusk, to tylko utrwali to zgrzyty.
Co może być głównym przedmiotem dyskusji na szczycie w Baden-Baden?
Jak się wydaje będzie dyskusja między nową administracją amerykańską a całą resztą grupy G-20 na dwa główne tematy. Po pierwsze jak bronić globalizację gospodarczą przed protekcjonizmem a jednoczenie zlikwidować nierównowagi w handlu światowym, zwłaszcza deficyt handlowy USA. Po drugie, powróci temat manipulacji kursem walutowym, a więc kwestia bardzo silnego dolara USA w relacji wobec innych walut międzynarodowych i lokalnych.
Czy na zbliżającym się szycie UE w Rzymie mogą zapaść jakieś wiążące decyzje?
Raczej nie. Prawdopodobnie przywódcy będą chcieli przyjąć kierunkową deklarację z okazji 60-lecia podpisania Traktatów Rzymskich. Ale będą też kuluarowe rozmowy dotyczące przyszłości integracji, które mogą mieć większe znaczenie niż oficjalne wystąpienia.
Czy wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych może wpłynąć na większą elastyczność Niemiec wobec krajów członkowskich?
Nie wiadomo w jaką stronę pójdzie polityka nowej administracji w Białym Domu. Prezydent Donald Trump na początku urzędowania w 2017 roku sformułował kilka ciętych uwag pod adresem Berlina i w sposób pośredni wsparł tendencje dezintegracyjne w Europie. Jeśli taka polityka Waszyngtonu będzie kontynuowana, a nawet wzmacniana, to poważnie skomplikuje starania Niemiec o zachowanie spójności w Unii. Może to, choć nie musi, zwiększyć skłonność Berlina do kompromisu m.in. z polskim rządem. Wyzwaniem dla tej stolicy jest jak się wydaje ograniczenie dalszych tendencji dezintegracyjnych, zachowanie jednocześnie spójności w UE oraz asymetrycznych przewag płynących z integracji dla gospodarki niemieckiej. Akceptacja idei Europy wielu prędkości byłaby w tym kontekście wycofaniem z tych ambitnych założeń strategicznych i groziłaby dalszym rozluźnianiem współpracy w ramach UE. Dlatego spodziewam się w najbliższym czasie nasilenia presji politycznej wywieranej na polski rząd, w tym m.in. poprzez kampanię medialną prowadzoną w Europie i w naszym kraju, aby nie opierał się dalej propozycjom Berlina.
-------------------------
Całkiem merytoryczny, logiczny wywiad a odpowiedzi profesora są dla wielu oczywistością, choć nasza "totalna opozycja" stara się przekonać Polaków, że jest zupełnie inaczej.
UE jest najbardziej korzystna dla Niemiec i Niemcy na niej najwięcej korzystają kosztem innych krajów. Podobnie przyjęcie waluty Euro stało się dla Niemiec źródłem uzyskiwania przez przez nich nadzwyczajnych zysków i korzyści powodujących jeszcze dodatkowe zwiększenie gospodarczej i politycznej hegemonii Niemiec w UE a dla reszty krajów owa waluta stała się czynnikiem powodującym zmniejszenie konkurencyjności i innowacyjności ich gospodarek, zwiększenie kosztów ich funkcjonowania, zachwianie bilansu handlowego na rzecz importu z Niemiec, zwiększenie zadłużenia i deficytów budżetowych, wzrost cen oraz bezrobocia a przede wszystkim pozbawiła kraje strefy Euro możliwości stabilizacji gospodarek w czasie kryzysów za pomocą określania kursów własnej waluty i stóp procentowych. EBC (Europejski Bank Centralny) jest tak naprawdę Bankiem Centralnym Niemiec.
Ta asymetria korzyści wynikających z funkcjonowania UE na rzecz Niemiec kosztem innych krajów może być jeszcze bardziej zwiększona w przypadku dalszej integracji krajów w ramach UE, do czego Niemcy cały czas dążą w ramach hasła: "jeszcze więcej unii w Unii". Ten kierunek rozwoju UE jest niekorzystny dla wszystkich innych poza Niemcami krajów a szczególnie nowych krajów z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski. I w tym kontekście należy przede wszystkim analizować fakt Brexitu: Wielka Brytania po prostu nie zgadzała się na dominację Niemiec, stąd jej wyjście z UE i warto też zwrócić uwagę, że nigdy nie zrezygnowała ze swojej waluty.
Jak do tej pory Niemcom udaje się tworzyć IV Rzeszę Niemiecką jaką de facto jest UE, o czym zresztą zawsze marzyły i są w realizacji tego celu konsekwentne. Kiedyś próbowali zbrojnie i to się im nie udało, dziś skutecznie ubezwłasnowalniają inne narody poprzez hegemonię gospodarczą i w konsekwencji polityczną. Robią to powoli - jak to Niemcy wedle pruskich wzorców - "step-by-step" z wykorzystaniem w stosunku do innych krajów tzw. "strategii żaby" ("gotowania żaby").
W dziejach świata na szczęście nigdy nie udało się stworzyć ponadnarodowych imperiów, które w konsekwencji by nie upadły. W tym jest nadzieja, ale żeby ten upadek nie spowodował katastrofy (wojna, globalny kryzys gospodarczy, i inne) już dziś należy zreformować UE w taki sposób, w jaki chcą państwa V4, czyli w kierunku konfederacji państw narodowych (Europa Ojczyzn) a nie ich federacji prowadzącej do powstania Jednego Państwa Europa pod zarządem niemieckim. Warto wrócić do idei EWG jako fundamentu współpracy państw w ramach UE.
Mam nadzieję, że tak się stanie a do stanowiska krajów V4 będą już wkrótce dołączały inne kraje UE. Taka reforma jednak będzie bardzo trudna, bo Niemcy będą robić wszystko, aby tak się nie stało. Dużą nadzieję na zmiękczenie negocjacyjnego stanowiska Niemiec może mieć dziś USA, które bardzo nieufnie podchodzą do Niemiec i jej roli w UE, czemu m.in. dał wyraz D. Trump nie podając ręki A. Merkel podczas ich spotkania w Waszyngtonie, choć A. Merkel bardzo tego chciała :).
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Taka polityka Trumpa będzie utrudniała Niemcom zbytnie zbliżanie się z Rosją Putina czyli realizację starej Bismarck'owskiej polityki polegającej na realizacji strategicznego partnerstwa i wspólnej ich hegemonii na Europą Środkowo Wschodnią.
Istnienie "strefy buforowej" pomiędzy Rosją a Niemcami w postaci jaką zafundowano w Europie Środkowo Wschodniej po I-szej WS czy tej po końcu porządku jałtańskiego, sprzyja i jest warunkiem utrzymania kontroli USA nad Eurazją czyli kontynentem decydującym o kontroli nad światem.
Próba dopuszczenia przez USA, by Niemcy i Rosja wyparły USA z Eurazji, jak to miało miejsce w czasie polityki resetu USA-Rosja, musiałoby się skończyć bardzo źle dla USA i ich pozycji w roli hegemona światowego.
Mam nadzieję, ze D.Trump nie będzie tak naiwny jak lewak Obama(pobierający nauki na moskiewskim Uniwersytecie im.Lumumby) i zadba o to by ta "strefa buforowa" istniała i by była podmiotowym elementem w tym newralgicznym punkcie Eurazji, z Polską jako głównym jej elementem.
Pozdrawiam.
pozdrawiam serdecznie
Sadzę, że D. Trump nie zapomni jej długo za krytyke w czasie kamapnii wyborczej. Poza tym Niemcy zanizają Euro na niekorzyść USD a D. Trump jest biznesmenem i wie, co to znaczy i tez uważam, że bedzie zainteresowany buforem w postaci m.in. Polsk, ale i V$ a może nawet V9-10?
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Jak podaje jeden z lokalnych portali informacyjnych, dziś około godziny 9.00, w kolejnej firmie Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Mielcu doszło do strajku. Kierownictwo miało grozić pracownikom dyscyplinarnymi zwolnieniami i zastąpieniem ich Ukraińcami. Z nieoficjalnych informacji wynika, że chodzi o firmę Kirchoff. Wszyscy pracownicy fizyczni opuścili swoje stanowiska pracy manifestując brak zgody na dalszą pracę na dotychczasowych warunkach. Domagali się 100% lepszych płac w weekendy zamiast dni wolnych w tygodniu oraz podwyższenia stawek godzinowych – podaje serwis “W Cieniu Jupiterów (wcj24.pl). – Powiedziano nam, że jeśli nie przyjdziemy w sobotę czy niedzielę do pracy, zostaniemy zwolnieni dyscyplinarnie. Dyrektorzy straszą że jeśli nie chcemy na takich warunkach pracować to chętnie na nasze miejsce przyjadą Ukraińcy. Dziennie produkujemy nawet około 30 ton metalowych części. Ktoś musi przerzucić to przez ręce – mówi w rozmowie telefonicznej z dziennikarzami wcj24.pl pracownik tłoczni. Jak widać na skanie przesłanym przez pracownika firmy do redakcji wcj24.pl, kierownik tłoczni rozsyłał pracownikom maile o treści: “Proszę poinformować wszystkich pracowników wyznaczonych do pracy w sobotę lub niedzielę na KP-2, że nie przyjście do pracy jest: ciężkim naruszeniem obowiązków pracowniczych i może skutkować wyciągnięciem odpowiedzialności służbowej ze zwolnieniem włącznie”. Portal wcj24.pl, który donosi o sprawie, ze względu na prośby i bezpieczeństwo pracowników, nie opublikował rzeczonego skanu. Wiemy natomiast, że to nie pierwszy i zapewne nie ostatni strajk na mieleckiej Strefie. Ludzie nie godzą się na aktualne warunki i płace, a masowa emigracja taniej siły roboczej zza wschodniej granicy jeszcze bardziej zaniża płace.
http://newsweb.pl/2017/03/17/mielec-strajk-w-kolejnej-firmie-w-sse-na-wasze-miejsce-chetnie-przyjda-ukraincy/
,,LIBERAŁ W GOSPODARCE. EKONOMISTA I FINANSISTA. ,, tak o sobie .. nie wiem jakie Ty szkoły kończyłeś ..ale z tym co piszesz nie masz nic wspólnego tym co głosisz ...no chyba o wydźwięk chorej propagandy chodzi .
Takie wytłuszczone ..
,,Rządowi w Berlinie bardzo zależy na tym, żeby Polska pogłębiała relacje gospodarcze z UE, bo oni na tym korzystają, stymulując swój rozwój i budując pozycję polityczną Niemiec w Europie oraz na świecie.,,
Nie wiem na jakim Ty świecie żyjesz .. to już totalny odlot ..
,,Sęk w tym, że wiele krajów UE, na proponowanych przez Brukselę, a właściwie przez Berlin, rozwiązaniach legislacyjnych więcej traci niż korzysta.,,
Nie ma sensu dalej się znęcać ... myślę że powinieneś więcej czytać a mniej pisać ..chociaż jak to mówią ...pisać każdy może ....
Proszę nie brać to do swojej osoby ...ja odnoszę się do tekstu .
Natomiast w zakresie charakterystyki mojej osoby. Skończyłem ekonomię. Pracowałem zarówno w marketingu jak i w finansach aż do dyrektora ds. ekonomiczno-finansowych bardzo dużej spółki Skarbu Państwa. Mam prywatną firmę i jestem doradcą zarządu w kilku firmach.
Definiuję siebie jako konserwatywny liberał w gospodarce, tzn. jestem zwolennikiem ekonomicznej szkoły austriackiej z fundamentem katolickiej idei funkcjonaowania gospodarki (polecam dzieła prymasa S. K. Wyszyńskiego).
Nie widzę w tym wszystkim żadnych sprzeczności.
Pozdrawiam
,, “Austriacka” szkoła ekonomiczna przyjmuje niesłychanie naiwne podejście do problemu kontroli rynków przez prywatne interesy. “Austriacy” zawsze będą wyjaśniać że rządy nie powinny się mieszać do gospodarki ignorując monopolistyczne inklinacje wielkiego kapitału. W rezultacie “austriacka” szkoła ekonomiczna jest marzeniem miliarderów, oni i ich korporacje ponadnarodowe mogą dzięki temu podejściu oprzeć się jakiemukolwiek nadzorowi rządowemu. ,,
i
Katolicka nauka społeczna ... ,,KNS sprzeciwia się kolektywistycznemu podejściu, takiemu jakie prezentuje np. komunizm. Jednocześnie odrzuca niczym nieskrępowany leseferyzm, zakładający iż wolny rynek gwarantuje sprawiedliwość. Państwo ma pozytywną moralnie rolę do odegrania, ponieważ żadne społeczeństwo nie osiągnie sprawiedliwego i odpowiedniego podziału dóbr, jeżeli będzie nim rządził całkowicie wolny rynek ,,
to są wklejki ale oddają sedno sprawy . Wystarczy zrozumieć czym jest globalny rynek i jego skutki na państwa narodowe .
Obecnie D. Tramp zamierza odwrócić globalną gospodarkę w USA ...czy to jest jeszcze możliwe ... raczej mało prawdopodobne .
,, Niemcom udaje się tworzyć IV Rzeszę Niemiecką jaką de facto jest UE, o czym zresztą zawsze marzyły i są w realizacji tego celu konsekwentne.
Na zjednoczenie Europy znacząco wpłyną Helmut Kohl . Starał się powiązać kraje Europy by już nigdy nie było tu wojny . Mówienie że UE jest czwartą rzeszą jest niepoważne , chyba że mówimy o brukowej dyskusji i dyskredytowanie Niemiec .
,, Niemcy myślą pragmatycznie i realistycznie. Niemcy są nadal największą gospodarką w Europie i czwartą na świecie. Maja od trzech lat nowe zadłużenie na poziomie zerowym i ogólne zadłużenie od dwóch lat jest systematycznie spłacane, co w innych gospodarkach w tym polska włącznie, wzrasta. Również stan bezrobocia maga być inni zazdrośni. W Niemczech bezrobocie leży na poziomie 5,8 % i należy do najniższych. Również indeks produkcji przemysłowej wzrósł z 53,2 do 54,1. Niemcy produkują prawie 8 x więcej, jak Polska i ma dodatni bilans wymiany eksportowej. Niemcy sprowadzają 27 % polskiego eksportu, co stanowi zaledwie 0,15 % niemieckiego PKB. tak wiec, kto cieszy się z niepowodzeń zachodniego sąsiada musi wiedzieć, ze dotyka to tez polską gospodarkę i to bardziej, jak Niemców.,,
-- piszesz ,, Dużą nadzieję na zmiękczenie negocjacyjnego stanowiska Niemiec może mieć dziś USA, które bardzo nieufnie podchodzą do Niemiec i jej roli w UE, czemu m.in. dał wyraz D. Trump nie podając ręki A. Merkel podczas ich spotkania w Waszyngtonie, choć A. Merkel bardzo tego chciała :).
No tu już pojechałeś po bandzie ...jest to ordynarne kłamstwo .. mogę się zastanawiać po co to robisz..
Przypomina mi to sytuację z życia z początku transformacji gdzieś na Podlasiu, gdy po opróżnieniu urzędu prezesa zarządu jednej ze spółek po byłych zakładach państwowych (wypadek samochodowy: zginął prezes zarządu i przewodniczący Rady Nadzorczej) ich funkcje automatycznie przejęli wiceprezesi, mimo że w statucie napisano, że przy ustąpieniu / śmierci nowego prezesa wyznacza Rada Nadzorcza, a w braku przewodniczącego - Zgromadzenie Wspólników. Uchwała RN (zwołanie posiedzenia przez wiceprzewodniczącego było bezprawne) była bezwzględnie nieważna. Przez lat siedem żaden z radców prawnych tej spółki (zmieniali się jak rękawiczki) nie doczytał, że zakładem zarządza absolutnie wadliwie wybrana osoba. Tak silne było przekonanie, że wice automatycznie zastępuje pierwszego, czy to w RN, czy w zarządzie. Uzurpacja całkowita.
Wiceprezes też nie doczytał... rządził lat kilka.... wyprzedał, co się dało, po czym sąd (dopiero przy likwidacji upadłościowej) uznał (musiał!, bo to były regulacje jednoznaczne), że wszystkie te czynności są nieważne. Gdy załoga (syndyk upadłościowy) zaskarżyli wszystkie czynności sprzedaży, a (o dziwo, chyba Francuzi, którzy to kupili) zwrócili nabyte składniki majątkowe i nieruchomości, żądając jedynie zwrotu kosztów poniesionych na ich utrzymanie + waloryzacji o inflację + koszty zarządu) i gdy okazało się, że zakład może ponownie funkcjonować, nagle cała podpita od niemal dekady wieś na powrót ożyła, bo przyjęli z dnia na dzień 200 osób do pracy... w większości dawnych pracowników - a mieli przygotowane przez Francuzów niemal gotowe kontrakty, rynki zbytu, podpisane umowy... załoga dobrowolnie powierzyła Francuzom zarządzanie zakładem na kolejne trzy lata, przy gwarancjach braku zwolnień. Nie wiem, niestety, jak to dalej się potoczyło: ale i takie były dziwne losy polskiej Transformacji.
W każdym razie rządy Tuska na czele UE bez legitymacji wewnętrznej to tak, jak gdyby JPII przy pierwszej wizycie w Polsce w 1979 r. dostał gwizdy od ludu polskiego.
Inna sprawa, że autorytetu JPII i DT porównywać nie można.
Ten drugi zarządza, niestety, o "stąpieniu DŚ" mowy nie ma, niestety.